wtorek, 18 października 2011

Bikur Ha-Tizmoret, 2007

To jeden z tych filmów, które są mało znane, a tak znakomite, wysublimowane, że aż piękne. A co najważniejsze niezapomniane. Niektóre sceny do teraz mam przed oczami i pewnie długo będę wspominać z zadumą na twarzy. Być może to dobrze, że ten film nie jest aż tak popularny, bo może nie wszystkim udałoby się coś z niego wysnuć, coś poczuć, czymś zachwycić. We wszystkim trzeba znaleźć drugie dno.


Historia egipskiej orkiestry. Hmm, wydaje się na pierwszy rzut oka nieciekawa. Co kogo obchodzi jakaś tam orkiestra. I na dodatek fakt, że zgubiła się w Izraelu. Film, którym raczej nie każdy się skusi.


A jednak. Niby zwykła historia zwykłych ludzi. A tak naprawdę nieznana historia niesamowitych ludzi. A zarazem prostych. Żyjących swoim życiem, które naprawdę warto poznać. Wszystko to opowiedziane rewelacyjnie. Tak, że brakuje mi słów.

Niektóre sceny nie do wymazania z pamięci. Chociażby kreacja Diny, granej przez Ronit Elkabetz, niezwykle pięknej kobiety. Twardej, radzącej sobie samej z wieloma rzeczami, a tak naprawdę wrażliwej. Naturalnej, pociągającej, jakże charakterystycznej na tle opustoszałego miasteczka i jednakowo ubranej orkiestry.



Co najważniejsze, film pokazuje coś, czego w życiu jest bardzo mało. Coś na kształt wczucia się w drugiego człowieka. Chodzi o ludzkie pasje, o pracę, o marzenia i o to, że dla kogoś zwykłe zajęcie, takie jak malowanie obrazów czy tak komercyjne i popularne jak śpiewanie piosenek może być całym światem, spełnieniem pragnień, chwilami błogiego uniesienia. Że ktoś może tym żyć i zachwycać się, a nawet czuć się przez to wielkim. I tak naprawdę dla wielu może być to tylko zwykły zawód, zajęcie, zwykła czynność. Tak jest w przypadku dyrygenta orkiestry, Tawfiqa (Sasson Gabai). Dla wielu to tylko dyrygent, który dyryguje, a czasem nawet kieruje orkiestrą. A dla niej? Ona jednak potrafiła,  dostrzec w tym coś więcej. Świetnie pokazuje to scena na ławce. I scena końcowa, kiedy to sami możemy wczuć się w rolę Tawfiqa, widząc go odwróconego w naszą stronę plecami i rozpoczynającego koncert.
 

Tak mało słów, a takie wymowne. Myślę, że ten film pokazuje także wiele innych rzeczy, czasem jest wręcz zabawny. Ale opisałam to, co najbardziej mnie uderzyło, zafascynowało.



Nie zgadzam się z żadną recenzją, jaką dotychczas przeczytałam o tym filmie. Wydaje mi się, że jak coś jest dobre,  niepotrzebnie szuka się w tym tej złej strony. Każdy nawet dobry człowiek ma w sobie jakieś zło, tylko po co to upowszechniać?


 
Reżyseria: Eran Kolirin

Kraje: Izrael, Francja, USA


Gatunki: Dramat, Komedia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz